Wędrowiec z południa
Wreszcie go przyłapałam! Gimnastykującego się na świerkowej szyszce i pracowicie wydłubującego nasiona spod łusek. Nie chciało się leniuchowi kuć kory i wyciągać owady 😉
Wreszcie go przyłapałam! Gimnastykującego się na świerkowej szyszce i pracowicie wydłubującego nasiona spod łusek. Nie chciało się leniuchowi kuć kory i wyciągać owady 😉
Prawie środek lata. Słońce grzeje, deszcze padają, trwa wielkie owocowanie.
Zatęskniłam za piaszczystymi drogami i rowerem, którym mogę skręcić w każdą ścieżynkę. Za wędrówką, która konkretyzuje się dopiero w terenie, w zależności od tego, co wypatrzę. Za czasem w którym nie muszę patrzeć na zegarek i mam wyciszoną komórkę.
Bagienny las kurczowo trzyma się resztek wody, które wysysa upał. I nadal trwa kwitnienie, spóźnione i teraz w szybkim tempie kończące się.
Czas mija mi, jak czerwcowa burza: szybko i intensywnie.
Nie ma bumu na kwitnienie, wszystko w tym roku odbywa się wolniej i spokojniej.
W borze bagiennym poszukuję kwitnących roślin. No i jaśnieją zawsze niezawodne wrzosowe latarenki 🙂
W majowym lesie, rozśpiewanym i barwnym, …
Las powoli wypełnia się subtelnymi kolorami.
Idę do lasu w konkretnym celu. Rozpogodziło się i dlatego mam nadzieję, że będzie tak, jak myślę.
Co i rusz coś kwitnie i słodko pachnie 🙂
Głośne trąbienie szybko się zbliżało i wkrótce zdominowało cichy las. Mnóstwo radosnego hałasu i aż jedna para żurawi 😉