A może lipowa czekolada
Listopadowe poranki budzą się w mgielnych, odrealniających świat, szarościach.
Listopadowe poranki budzą się w mgielnych, odrealniających świat, szarościach.
Jest pełnia lata i miododajne rośliny, obwieszone motylami jak barwnymi broszkami, z daleka przyciągają nasz wzrok. I łopian, …
Lato i przypraży, i sypnie deszczem, i tęczę wymaluje – czyli jest na bogato 🙂
Czerwiec to czas kwitnienia storczyków. Można je wypatrzeć na wilgotnych, śródleśnych łąkach, gdzie skrywają się w bogactwie roślinności.
Jest półmetek wiosny, takiej jaką lubię – powolnej, z deszczami i słońcem, bez nadmiernie wysokich temperatur. Ale i tak pędzi ona jakoś zbyt szybko! Jeszcze niedawno kwitły leszczyny, a już kończą kwitnienie wierzby.
Przedwiośnie mami błękitem i pierwszymi radosnymi żółciami. Jest słońce i niebieskie niebo; przynajmniej chwilami 🙂
Zima nie rozprasza, nie bombarduje kolorami, za to pozwala dostrzec rozmaite cudeńka, jak chociażby niedoszłe bursztyny.
Jest poranek, rosa, a ja idę wąskim korytarzem między sąsiednimi poletkami porośniętym, tak już rzadkimi, że prawie egzotycznymi, kąkolami.
Czerwiec
Poranne słońce pobudziło ptaki do radosnych przyśpiewek. Ze wszystkich stron otaczają mnie terkotania, popiskiwania, delikatne dzwoneczki. Sikory gimnastykują się na gałązkach i błyskawicznie śmigają po pniach w poszukiwaniu pokarmu.
Gdy tracimy nadzieję na wiosnę, to poszukajmy leszczynowych krzaków. I od razu jest radośniej – są obwieszone pylącymi, rozluźnionymi męskimi kotkami 🙂 Wystarczy je poruszyć, a wysypią się chmury pyłku, który rozniesie wiatr.